Wycieczka do Karpacza i wędrówka po Karkonoszach

W kwietniu wybrałam się do Karpacza w bardzo miłym towarzystwie. We Wrocławiu była już wiosna, kwitły kwiaty a w górach czekał na mnie...śnieg. Powiem prawdę: cała masa śniegu. Miałam odpowiednie buty, kurtkę, pelerynę foliową. Do Karpacza przyjechałyśmy autobusami, z przesiadką w Jeleniej Górze. Podróż trwała 3 godziny. Samochodem trwałaby ze 2 godziny, ale i tak byłyśmy zadowolone, bo wydałyśmy tylko 16 zł. 
W Karpaczu powitała nas deszczowa aura. Na początku odwiedziłyśmy Muzeum Zabawek, które obecnie mieści w dawnym budynku dworca kolejowego. Bilety kosztują 10/5 zł. W tej cenie można korzystać z audioprzewodnika. Tempo oprowadzania jest według mnie trochę za szybkie, jednak nagranie pozwoliło nam zwrócić baczniejszą uwagę na prezentowane zabawki. Pochodzą one ze zbiorów Henryka Tomaszewskiego.Są to głównie lalki i to całkiem śliczne. Zadbano o detale, wykonano je z precyzją. Obejrzałyśmy też dwie wystawy czasowe.
Lalki żydowskie

Lalki z kukurydzy



Lalki japońskie


Po opuszczeniu muzeum udałyśmy się z ciężkimi plecakami na drugi koniec Karpacza. Po drodze szukałyśmy miejsca, gdzie można by skonsumować obiad. Padło na Pierogowo, w którym mają, jak nazwa wskazuje, różnego rodzaju pierogi. Szału nie było, ale napełniłyśmy brzuchy i ruszyłyśmy dalej. 
Dotarłyśmy do Świątyni Wang i postanowiłyśmy ją zwiedzić. Jest to ewangelicki kościółek, który powstał na przełomie XII i XIII wieku w południowej Norwegii i został przeniesiony do Karpacza Górnego w 1842 roku. Podobno zbudowano go bez użycia gwoździ, jest cały drewniany. Mi najbardziej spodobały się krużganki czyli korytarzyk biegnący wokół kościóła.


Weszłyśmy do lasu i szlakiem niebieskim kierowałyśmy się ku schronisku Samotnia. W naszym otoczeniu pojawił się śnieg i przybywało go. Można go było zaobserwować nie tylko pod stopami, padał także świeży śnieg z nieba. Szkoda, że nie pomyślałam, żeby wziąć rękawiczki. Przy Domku Myśliwskim musiałyśmy zejść ze szlaku - droga była zamknięta ze względu na możliwość wystąpienia lawin. Po dwóch godzinach dotarłyśmy do schroniska Samotnia i tu czekał na nas przytulny pokój. Można było w końcu ściągnąć plecak z pleców, odpocząć i  zjeść kolację. Z powodu panującej mgły nie widać było Małego Stawu, który znajduje się tuż przy schronisku, ani ściany skalnej.


Wieczorem załapałyśmy się nawet na koncert, w wykonaniu zespołu Foliba. Muzycy grają muzykę perkusyjną, etniczną. Czerpią z muzyki afrykańskiej, najbardziej widocznym instrumentem jest bęben.


Następnego dnia dalej padało, choć już nieco mniej. Po zjedzeniu śniadania ruszyłyśmy w górę szlakiem niebieskim. Minęłyśmy schronisko Strzecha Akademicka i po godzinie dotarłyśmy do Domu Śląskiego, gdzie zrobiłyśmy sobie postój. Podjęłyśmy próbę wejścia na Śnieżkę, ale po chwili zrezygnowałyśmy. Na wysokości 1400 m padał śnieg, wiał przeraźliwy wiatr, była mgła i łańcuchy, których miałyśmy się teoretycznie trzymać, były pokryte zamarzniętym śniegiem. Zeszłyśmy w dół do schroniska Strzecha Akademicka tą samą drogą i zjadłyśmy tam lunch. Żółtym szlakiem zaczęłyśmy schodzić do Karpacza. Zejście było dość ostre i mijałyśmy ludzi, którzy chcieliby usłyszeć, że już niedaleko do schroniska, ale nie mogłyśmy im tego powiedzieć. Śniegu robiło się coraz mniej. W Karpaczu nie było już wcale śniegu, jedynie padał deszcz. Zjadłyśmy pizzę, która nam średnio smakowała, więc nie wymienię tu nazwy lokalu gastronomicznego. Bus przyjechał przed czasem albo w ogóle nie przyjechał i musiałyśmy czekać ponad godzinę na kolejny. Miło było w końcu usiąść ciepłym, suchym miejscu i dać się powieźć do domu.
Przy schronisku Strzecha Akademicka
Minimalny koszt dwudniowej wycieczki to 100 zł (40 zł nocleg w schronisku + transport około 60 zł). My wydałyśmy więcej, bo ładowałyśmy energię pakując w siebie jedzenie i różnego rodzaju napoje.  Jak się zabierze ze sobą jedzenie wyjdzie taniej, ale..ciężej. W schronisku Samotnia wrzątek jest za darmo. Ja zapomniałam zabrać saszetki z herbatą.
Wspomnienia niezapomniane. Taka różnica warunków atmosferycznych, a nie ruszyłyśmy się poza nasze województwo dolnośląskie. Miło się tak czasem zmęczyć, żeby potem móc pozwolić sobie na odpoczynek i delektować się chwilami w domu. Na szlaku też się delektowałam: padający śnieg wydawał mi się dość niecodziennym zjawiskiem i atrakcją.

Komentarze

  1. Wycieczka prawie ektremalna :) marze o sniegu. Bardzo podobaja mi sie zabawki i chetnie je kiedys obejrze.
    Lawina nie zeszla w czasie bebnienia? ;)
    EB

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty